"Zobaczysz jak sama będziesz miała dzieci!"

Te słowa bardzo często padały z ust mojej mamy. Tak samo milion razy dziennie powtarzała mi i mojej siostrze, że mamy się nie bić, szanować i kochać...oczywiście nie skutkowało, bo tłukłyśmy się dalej jak na ringu. I pamiętam to żelazko lecące z pieca kaflowego prosto na moją głowę, bo młodsza siostrzyczka pociągnęła za kabel, albo tego plastikowego kapcia który wylądował na mojej twarzy rozcinając mi wargę.


Pamiętam też petardę, którą chciałyśmy wyrzucić przez okno, ale zapomniałyśmy je otworzyć uciekając z pokoju trzęsłyśmy dupskami, bo wyobrażałyśmy sobie już zdewastowany pokój, spalone firanki, no dramat... a tam tylko malutka dziurka w panelach, którą skitrałyśmy pod dywanem. Pamiętam wspólne oglądanie wieczorynki i naszą ulubioną Madeline.
Pamiętacie?



Ale nie chodzi mi dzisiaj o przedstawianie siostrzanych relacji, a potwierdzenie słów mojej mamy odnośnie tego całego trudu jakim jest wychowywanie dzieci.
 Przy pierwszym dziecku myślałam, że gadała głupoty, wszystko z czasem przecież można było sobie ogarnąć i  nie istniały inne problemy niż wysypka, czy inny kolor kupy. Teraz mam dwójkę. Dwie siostry, kochające się tylko wtedy jak coś chcą.

Codziennie wyrywające sobie zabawki, jedna drugą klepie po głowie, szczypie, gryzie. Czuję się jakbym oglądała boks na żywo. Ja w tym wszystkim drąca gębę " zostaw ją", "przeproś", "TO TWOJA SIOSTRZYCZKA, MUSICIE SIĘ KOCHAĆ", "nie wolno się bić"...bla bla bla do porzygu, aż sama się złapałam na tym jak bezsilna się czuję w tym temacie. Ręce mi opadają jak znowu muszę starszą ściągać z młodszej, albo na odwrót. I właśnie przypomina mi się tekst mojej mamy...


  
"Zobaczysz jak sama będziesz miała dzieci!"



No widzę, widzę! Dzięki mamo, że Twoje słowa przypominają mi się akurat w takich momentach, kiedy przychodzi nauczka i poniekąd kara za złe sprawowanie w przeszłości. Przez to bardzo często uświadamiam sobie jak zmęczona, sfrustrowana i pewnie też wkurwiona mogła być moja mama, kiedy tak prałyśmy się z siostrą. Bo ja osobiście jestem codziennie! A na domiar złego moja mama była z tym zupełnie SAMA i nikt jej nie pomagał, nie mówił "idź sobie do wanny, weź książkę, odpocznij". Ja mam akurat w tym temacie nieco inaczej, bo mój mąż to "chodzące złoto". W ogóle ostatnio często łapię się na tym, że myślę o tym jak przesrane miała moja mama i jaką rację miała w tym co mówiła i przed czym mnie ostrzegała. Ile to razy już łzy bezsilności ciekły po jej policzkach, przez co nie miała już siły nawet na nas krzyknąć. I tak siedzę na środku tego pokoju, one dwie przeciwko sobie, rwą sobie kłaki z głowy, a ja wyję bo cierpliwość na dziś już wyczerpana, a w brzuchu kopie ich młodszy brat, jakby chciał dołączyć do tego sparingu. 

Już niedługo razy TRZY. 


Za parę lat na bank przekażę tę wiedzę swoim dzieciom!

Brak komentarzy

Prześlij komentarz